
W listopadzie wyemitowano film holenderskiej produkcji, ukazujący ostatnie dni II wojny światowej. Reżyserka Saskia Diesing miejsce akcji umieściła we wsi Trὅbitz na szlaku z Magdeburga do Drezna. Widoku zbombardowanego i wypalonego drezdeńskiego węzła kolejowego nam oszczędzono. Zobaczyliśmy natomiast transport, porzucony przez esesmanów, którzy chcieli przewożonych w nim Żydów wymienić u aliantów zachodnich na gwarancje bezpieczeństwa i dolary. Ludzie pozostawieni samym sobie przymierają głodem (choć charakteryzacja na to nie wskazuje) i za zgodą dowódcy radzieckiej kompanii piechoty zajmują opuszczone domy w niemieckiej wsi. Ich pociąg stoi bowiem na uboczu świata, ale jednocześnie na symbolicznej granicy wojennych zbrodni i powojennego bezprawia.
W kolejnych kadrach zobaczymy więc sceny gwałtów, rabunku, samosądów, plądrowania domów, niszczenia mienia pozostawionego przez niemieckich uciekinierów i wysiedlonych mieszkańców, którzy zostają zmuszeni do prymitywnej wegetacji w ziemiankach wykopanych na skraju pobliskiego lasu. Jest to więc obraz wojny toczonej przez zwycięską Armię Czerwoną ukazany od podszewki. To bardzo brutalna i brudna wojna.
Powszechnie, wydawałoby się, znaną historię Europy oglądamy przede wszystkim z perspektywy trzech kobiet: młodej Niemki Winnie, rosyjskiej snajperki Wiery i holenderskiej Żydówki Simone. Wszystkie zostały przez tę wojnę skrzywdzone, pozbawione bliskich i zranione. A jednak rozpacz, pragnienie zemsty i nieufność stopniowo przeradzają się w przyjaźń. Przesłanie filmu jest więc optymistyczne: nawet w obliczu najpotworniejszych zbrodni i realnych krzywd człowieczeństwo może się obronić.