Skąd zdziwienie? Ależ są takie stacje! Nie zwariowałem do reszty (choć definitywnie takiej możliwości jednak bym nie wykluczał). Znajdziemy je w polskiej sieci w dowolnym zakątku kolejowej mapy. Ponieważ jestem stworzeniem Północy, tam właśnie ich szukałem i bez większego trudu znajdowałem. Wystarczą bowiem na taką wyprawę dwa-trzy dni albo kilkanaście lat. To na tych stacjach soki kolei krążą najżywiej, stąd czerpie ona swą niezwykłą, hipnotyczną moc
Najłatwiej znaleźć Utopie. Tkwią w węzłowych punktach mapy niczym przyczajone pająki. Niekiedy rzucają się w oczy niczym sęki na rozgałęzieniach kolejowej magistrali. Nie musisz się jednak ich bać. Powinieneś patrzeć na nie z szacunkiem i zbliżać się do nich na kolanach, oddając im w ten sposób cześć. Na stacjach w Chojnicach, Stargardzie Szczecińskim czy Tczewie każda cegła jest bowiem cząstką zmaterializowanej idei nowoczesności, przeistoczoną w osiedla, dworce, lokomotywownie, wieże wodne, rzędy kamienic. Te kolejarskie osiedla z XIX i XX wieku przypominają o drugim etapie zagospodarowywania ziem polskich. Często, jak na przykład w Runowie Pomorskim, lokacja tych ośrodków odbywała się na tzw. surowym korzeniu tak jak wcześniej miało to miejsce w epoce średniowiecza. Budowniczowie kolei nadawali tu realny kształt swoim marzeniom o postępie cywilizacyjnym. Czytając teksty na pamiątkowych tablicach łatwo pojmiesz, że świat staje się lepszy dzięki lokalnemu patriotyzmowi, a tym samym możesz ponieść w przyszłość dumę z dokonań poprzednich pokoleń tej ziemi.
Jeśli zaś upływ czasu wydaje się męczący, wystarczy odszukać na mapie najbliższą kolejową Arkadię. Takie stacje ukryte są oczywiście na uboczu świata: za lasem, za rzeką, nad tajemniczym brzegiem jeziora, za siódmą górą, za horyzontem. W Tucholi czy Korszach czas wydaje się płynąć wolniej niż gdzie indziej. Trwa tam wieczna wiosna, a w nieokreślonej przyszłości czeka na nią pełnia lata, nikt nie wspomina zimy i nie martwi się nadejściem melancholijnej jesieni. Możesz tam cały dzień kontemplować słoneczne plamy słońca na peronie i bez wysiłku zahipnotyzować wskazówki dworcowego zegara. W Bąku czy Gacnie czas nie przeistacza się w przeszłość, nie ma tam przemijania ani starzejących się cieni wspomnień, a Echo odpowiada tylko spokojnym i radosnym głosem. Nie dotrzesz tam jednak prostą drogą, musisz raczej zaprzyjaźnić się z szachowym skoczkiem i jego krokiem koślawym zmierzać do tych drobnych punktów ukrytych pośród zieleni i błękitu mapy.
Ryzykujesz bardzo, gdy zamierzasz osiągnąć ostatnie stacje na szlaku, czyli Ultima Thule. Mieszczą się one na krawędzi kolejowej cywilizacji, za którymi obszar nicości; do nich albo dojeżdżasz, jak do Kołobrzegu albo dopłyniesz z nurtem rzek, jak do Nowego, Świecia czy Gniewa. Udając się tam ryzykujesz skręcenie karku w przepaści (dwukrotnie przed Koronowem), pochłonięciem przez morze (w Świnoujściu albo na Helu) albo przez piaszczyste wydmy (w Łebie). Ale jeśli pokonasz lęk i trudności, będziesz szczęśliwy. Bo stacje te są wyspami nowoczesności w morzu natury, a wobec czasu żywią pogardę, zupełnie jakby nie dotyczyły ich rozkłady jazdy, w których przecież widnieją.
Nieraz trafisz do kolejowych Labiryntów. Szczecin, Bydgoszcz czy Piła sprawią, że całymi będziesz krążyć po ich węzłach. To, co zobaczysz, zachwycać cię będzie pięknem albo przerażać brzydotą, nigdy więc nie przestajesz być czujny, krążąc po trzewiach tych stacji. Choćbyś próbował ich zagadki rozwikłać setny raz, odwiedzając je rok po roku, dopóki życia wystarczy, za każdym razem w inną wyjedziesz świata stronę. Historia w nich plątać ci się będzie z teraźniejszą chwilą, a szlaki wciąż będą się zmieniać, jakby ktoś raz za razem przestawiał zwrotnicę. Zamiast nici od naiwnej kobiety mieć będziesz w dłoni nieczytelny bilet i jak dawni wędrowcy będziesz musiał zdać się na łut szczęścia i uśmiech losu, aby dotrzeć do celu.
Niekiedy jednak z mroku wyjedziesz prosto w oślepiający blask Apokalipsy. Są takie stacje jak Pruszcz Bagienica czy Skórcz, w których ledwo tli się kolejowe życie, zanim zostanie ostatecznie starte w proch. Jeśli pociąg widmo zawiezie cię do Więcborka, Kartuz czy Orzysza, ujrzysz znaki końca epoki: stojące samotnie wagony, rdzewiejące lokomotywy, bezradne semafory, wyrwane żyły torów albo szyny zjadane przez wodę i las. Nie tętni tam już ruch, tak jakby jego demon zdolny był tylko do niszczenia kolejowego świata. Uważne oko dostrzeże tam także bez trudu ślady wielkiej wędrówki ludów, wśród których musieli być również wandale. Czekają tam na ciebie smutek i przyczajone pod dachem zrujnowanej wieży wspomnienia świetności, która przeminęła razem z postacią dawnego świata.