Kolej na białe plamy. Wojna i znikanie szlaków kolejowych

Linii kolejowych w Polsce wciąż jest tyle, że na ich zwiedzanie może życia nie wystarczyć, zwłaszcza gdy poruszasz się po nich tempem ślimaka towarowego, tak jak czyni to autor tych słów. Stan szlaków często sprzyja rozmyślaniom. Dlatego w rocznicę zakończenia wojny pomyślałem, że warto pojechać jej wciąż widocznym śladem.

            Wyobraź więc sobie, że siedząc w pociągu ze Świecia do Złotowa, nie musisz tam kończyć podróży. Możesz dalej podążać na zachód, przesiadając się na linię, która po trzynastu kilometrach rozdwaja się na szlaki  do Wałcza (przez Płytnicę) i do Czaplinka (przez Jastrowie). Wyruszając wówczas ze Złotowa, mijałbyś ukryte w lasach rzeki  i wylądował nad wielkim jeziorem Drawsko albo wśród umocnień Wału Pomorskiego.

            Jeśli wolałbyś wyprawę na wschodni brzeg Wisły, mógłbyś pojechać na przykład z Ostródy do Elbląga przez Myślice. Ta podróż przez serce Warmii pozwoliłaby ci w ujrzeć w całej krasie Kanał Elbląski. Jeśli bardziej cenisz walory naturalnego krajobrazu, mógłbyś wsiąść do pociągu jadącego wzdłuż południka  z Mrągowa do Rucianego Nidy (przez Uktę) albo z Pisza do Giżycka przez Orzysz. Miałbyś wówczas nieustannie pod ręką Krainę Wielkich Jezior. Jeśli jednak bardziej lubisz podróże równoleżnikowe, mógłbyś wziąć pod uwagę wyprawę z Węgorzewa do Gołdapi wzdłuż północno-wschodniej granicy i jednocześnie od źródeł Węgorapy do początków Gołdapy, czyli dwóch rzek płynących w stronę Rosji.

            Gdybyś raz jeszcze spojrzał na mapę, na jej zachodniej krawędzi znalazłbyś także kilka atrakcyjnych tras. Mógłbyś pojechać cysterskim szlakiem i  brzegiem nieodległego morza z Kamienia Pomorskiego do Trzebiatowa. Jeśli nie potrzebujesz jodu, również w głębi lądu znalazłbyś tam coś dla siebie, na przykład linię Miastko – Bytów. Podczas tej podróży poruszałbyś się w cieniu wielkich lasów przez niezliczone mosty północną częścią Drogi Tysiąca Jezior.

             W każdym z powyższych akapitów pojawił się jednak tryb warunkowy. Wszystkie wymienione w nich szlaki łączy bowiem jedno: zniknęły w pierwszych latach po II wojnie światowej. Inaczej mówiąc: leżą na obszarze białych plam. Te zaś od kilku dekad cierpliwi kartografowie umieszczają na kolejowej mapie Polski. Gdy przyglądamy się jej północnej części, wyraźnie widzimy uboczne skutki starcia dwóch totalitaryzmów. Na tych białych plamach wciąż jeszcze przebija pełen nienawiści napis: „Wot ona, proklataja Germania”, uczyniony rosyjską ręką w 1945 roku. Kolej oberwała od historii niejako rykoszetem, gdy żołnierze radzieccy przystąpili do demontażu torów i przejmowania taboru.  Stanowić to miało część wojennych odszkodowań dla ZSRR. W praktyce oznaczało to likwidację prawie sześciu tysięcy kilometrów polskich linii na ziemiach poniemieckich (na samych Mazurach z 2894 kilometrów zniknęło 1781[1]). Pracowite ręce polskich kolejarzy w powojennych dekadach część tras przywróciły do życia, ale wiele zamarło na zawsze. I tylko pojedyncze obiekty kolejowe, jak na przykład sześćdziesięciometrowy most z 1914 roku, który wisi nad Gwdą pomiędzy Jastrowiem a Węgiercami, wciąż jeszcze emanują pozytywną energią. Powoli jednak wtapiają się w naturę i dopiero z bliska widać, że zostały uczynione ludzką, twórczą  ręką.

            Należałoby tu oczywiście dodać, że białych plam wciąż przybywa. Ale opowieść o późniejszych likwidacjach linii to odrębna historia, ponieważ napisali ją nasi rodacy, a nie okupanci. Ten proceder opisał niedawno Karol Trammer. Kto chciałby poznać szczegóły, powinien sięgnąć po jego książkę[2]. „Poeta pamięta”.

            My natomiast, wybiegając myślą w przyszłość, możemy założyć, że pozostałości rozebranych linii, jeśli epidemia uśmierci większość z nas,  będą kiedyś dla archeologów równie tajemnicze jak dla współczesnych piramidy Majów w środku dżungli. Warto zatem zbierać świadectwa ich istnienia. Nigdy nie wiadomo, który artefakt będzie rewelacją.

             Warto przy tym pamiętać, że nocami na tych białych plamach kolejowych map tętni potajemne życie. W ciemnościach między archipelagami milczących dworców jeżdżą błędne pociągi, zatrzymujące się na dziwnych i nieistniejących  stacjach, prowadzone przez tajemniczych maszynistów. Wciąż wsiadają do nich cienie widmowych pasażerów. W wagonach jest jeszcze dużo miejsc. Podczas tych podróży bardzo przyda się mapa kolejowa, na przykład taka, jaką oferuje pewne wydawnictwo komunikacyjne  ze Śląska.


[1] D. Kaliński, Czerwona zaraza. Jak naprawdę wyglądało wyzwolenie Polski?, Kraków 2017.

[2] K. Trammer, Ostre cięcie. Jak niszczono polską kolej, Warszawa 2019.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *