Kolej na Wielką Wojnę. „Sól ziemi” Józefa Wittlina

  • by

Powieść Józefa Wittlina Sól ziemi[1]  pozornie jest tylko historią  o doświadczeniu wojennej przemiany.  Powieść o cierpliwym piechurze została opublikowana w 1935 roku. Kanwą utworu są wspomnienia autora  z dwuletniej służby w wojsku austriacko-węgierskim podczas I wojny światowej. Zostały one przetransponowane na postać Piotra Niewiadomskiego, prostego i niezbyt rozgarniętego żołnierza z zapadłej huculskiej prowincji.

            Tematykę wojenną podjął wcześniej Wittlin w eseju pt. Wojna, pokój i dusza poety, w którym zawarł „przeświadczenie o alienującym charakterze cywilizacji, która ludzkim wytworom nadaje cechy panującej nad człowiekiem mocy”[2]. W Soli ziemi, gdy cesarz wyprawia swoją armię na wojnę, apokaliptyczny żywioł wdziera się do świata ładu, panującego na stacji Topory- Czernielica. Historia anonimowego żołnierza ukazana zostanie w powieści w perspektywie mitycznej, a motywy wojskowych pociągów i stacji kolejowych odegrają w niej zasadniczą rolę. Opowieść o stwarzaniu świata i jego zagładzie snuć będzie narrator pokazujący wędrówkę Piotra Niewiadomskiego z małej stacji do wielkiego miasta z imponującym dworcem.

            Warto jednak zauważyć, że status narratora powieści jest nieoczywisty. Ewa Wiegandt co prawda określiła sposób prowadzenia opowieści jako formułę auktorialną[3], uznając jednocześnie, że nie  mamy tu do czynienia ani z czystą formą narracji personalnej, ani też auktorialnej. Będzie to widoczne już na pierwszych kartach powieści. Oto w  Prologu pozornie narrator w pełni identyfikuje się z ludźmi z gminu takimi jak Piotr Niewiadomski:

Mój brat jest prostym człowiekiem. Moi bracia to ludzie prości: fryzjerzy, szewcy, kolejarze, konduktorzy tramwajowi, giserzy w olbrzymich odlewniach żelaza, manipulanci biurowi, kelnerzy, chłopi. Chłopi.

            Moja siostra jest prostą kobietą. One wszystkie takie: proste i gadatliwe. Przekupki, prasowaczki, modniarki, szwaczki, „dziewczęta do wszystkiego”, mamki do dzieci, lepszych niż moje (s. 4) .

            Wymieniając te gminne zajęcia i zawody narrator jednak wprowadza do tekstu element oceny („one wszystkie takie”), co dość wyraźnie sugerować może odmienny od ludowego punkt widzenia. Nawet więc w sytuacji, w której narrator wydaje się przyjmować perspektywę  bohatera, często  jego wiedza wykracza poza świat przedstawiony. Sygnalizują to przede wszystkim tekstowe znaki dystansu narratora wobec postaci głównego bohatera, umieszczane konsekwentnie na sąsiadujących stronicach albo nawet powtarzane na tej samej stronie. Czytamy więc na przykład: „Ten ciemny Hucuł był przecież jego człowiekiem” (111), „Piotr, chociaż i analfabeta, rozumiał dobrze znaczenie szyldu” (112), „W głowie Piotra coś zaczęło świtać” (113) albo „Piotr znów przestał rozumieć” i „Skoro nie wie, gdzie lewa, a gdzie prawa strona, może nie wiedzieć, gdzie przód, a gdzie tył” (107). Ta pośrednia charakterystyka ukazuje postać godną szwejkowskiego miana kompanijnego idioty, a zatem niemożliwego do utożsamienia z pozycją z narratora.

            Uniemożliwia to także wszechwiedza osoby prezentującej powieściowe wydarzenia. W eposach  Homera  dzięki tej wszechwiedzy  charakteryzowane  były dwie równoległe rzeczywistości: ludzka i boska, u Wittlina natomiast pojawia się w takich chwilach  dwojaka perspektywa: świata materii i świata ducha. Obydwa płynnie się przenikają. Przykładem może być scena, w której pociągi mobilizacyjne wtaczają się na perony budapeszteńskiego dworca. Naszym oczom ukazuje się wówczas kosmiczny spektakl, w którym najpierw zburzone zostaną fundamenty świata, by następnie ulec odbudowie i uświęceniu. Widzimy więc moment symboliczny i scenę apokaliptyczną: „Nagle wśród nocy zaskoczył ich biały dzień. Jak gdyby odwrócone zaćmienie słońca. Jasność dnia wśród ciemnej nocy. Obudziły ich potężne wstrząsy, cały pociąg słaniał się, balansował, wyginał, przerzucany z szyn na szyny, z szyn na szyny. Sznury pociągów mijały ich w biegu, całe tabory wagonów stały w bezruchu na nieprzeliczonych ślepych torach. Ogłuszająca mieszanina dźwięków: stukotu żelaza, gwizdów i dzwonków” (167). Może się wydawać, że oglądamy zwykły dzień pracy w kolejowej przestrzeni. Jednak wstrzymanie ruchu, a następnie jego gwałtowne przyspieszenie, wyrazisty kontrast pomiędzy światłem a ciemnością, gwałtowność zmian zachodzących momentalnie na naszych oczach, właściwy raczej poezji niż prozie paralelizm składniowy i hiperbolizująca tonacja fragmentu stanowią tekstową zapowiedź przemiany zwykłej „kolejowej szopy” w świątynię: „Wielki gwar panował w tym przedziwnym kościele kolei żelaznej, gdzie kilkanaście lokomotyw modliło się żarliwie słupami dymu i kadzidłem pary” (167). To jeden z fragmentów podkreślających istotną rolę kolei w przemianie świata – zarówno tego przedstawionego, w którym funkcjonują nieświadomi tego faktu bohaterowie powieści, jak i tego, w którym egzystuje jej czytelnik, znający dalszy ciąg historii zapoczątkowanej przez Wielką Wojnę.

            Zresztą od samego początku tory, pociągi, semafory, perony symbolizować będą rzeczywistość uporządkowaną i stabilną. Kolej, wdarłszy się do świata natury, ucywilizuje okolicę:

 W głuche zakątki huculskiej ziemi, pachnącej miętą w letnie wieczory, w senne wioski, przylepione do cichych połonin, gdzie pasterze grają na długich trombitach – wdziera się kolej żelazna. Ona jedna łączy ze światem te ustronia zabite od niego deskami (29).

            W  scenie, w której pisarz ukazuje zetknięcie się dwóch światów – arkadyjskiej wsi, synonimu naturalnego porządku rzeczy i stechnicyzowanej nowoczesności w postaci kolei – triumfuje to, co nowe.  Już pierwsze chwile kulturowej agonii prowincji zapowiadają triumf hałaśliwego pośpiechu, bezwzględnej, żelaznej logiki zysku i straty oraz nieuchronną konieczność zerwania wielopokoleniowej ciągłości kulturowej. Nowoczesność obdarzona jest  bowiem ogromną siłą przyciągania. Kolej uczyniła Piotra człowiekiem, i to ważnym. Wykonywał co prawda na stacji najprostsze prace, nie wymagające żadnych kwalifikacji, zarabiał niewiele, ale – był na służbie. Dręczyła go co prawda świadomość, że z niewiadomych powodów nie wydano mu kolejarskiego uniformu i czapki z monogramem cesarskim, ale wiedział, że jak każdy, zatrudniony na kolei, jest człowiekiem najjaśniejszego pana i jako taki stoi w hierarchii społecznej o wiele wyżej od cywilów, których obsługuje na stacji w Toporach. Niewiadomski marzył o mundurze, rozumiał, że symbolizuje on cesarsko-królewską potęgę, władającą górami, dolinami, a nawet odległymi morzami i daje noszącemu go status osoby niemal nietykalnej (bo jednak istnieje służbowa hierarchia), a co najmniej poważanej. Uniform symbolizuje bowiem odwieczny ład, kojarzony z osobą samego cesarza, panującego nad kilkoma pokoleniami obywateli państwa austro-węgierskiego.

            Otrzymanie czapki dróżnika byłoby dla Piotra oznaką ogromnego awansu społecznego. Bohaterowi wydawało się, że zmiana statusu umożliwiłaby mu porządny ożenek (tzn. taki, przed którym mógłby dokonać przeglądu kandydatek na żonę) i odnowienie chałupy, czyli realizację marzeń. Zastanawiał się również, czy mógłby wsiąść do któregoś z wagonów pociągów pospiesznych, przejeżdżających przez Topory-Czernielicę w daleki świat. W ich oknach widywał niekiedy dystyngowanych ludzi i wydawało mu się wtedy, że śni na jawie i przed jego oczyma rozgrywa się baśniowa opowieść o tajemniczych krainach.

            Kolej jest cesarska, więc  dla Piotra, analfabety i zwykłego popychadła, każdy jej element jest świętością, o którą należy gorliwie dbać. Nawet pojedyncza śruba czy gwóźdź  w świetle tej patrymonialnej koncepcji stanowią niezbędny element monarchii. Cesarz uosabia państwo, wszystko, co do niego należy, a zatem w prostodusznym myśleniu Niewiadomskiego stanowi świętość. Takie rozumowanie pozwala bohaterowi osiągnąć stan harmonii ze światem w wypełnionym poniżającym trudem życiu.

            Pobyt na stacji daje bohaterowi też niemal mistyczną nadzieję i religijną pociechę. Według zwierzchnika Piotra wszyscy pracownicy kolei mogą bowiem liczyć na to, że – jakkolwiek dziś nierozpoznani albo nawet wyszydzani – zapiszą się złotymi zgłoskami na kartach wielkiej historii. Zarządzona przecież przez władze kolejowe ewakuacja ludzi i wyposażenia stacji w Galicji Wschodniej  naczelnikowi  przypominają tę sprzed wieków, gdy  nieprzyjaciel wchodził w granice imperium rzymskiego i groził unicestwieniem państwa. Według niego za sprawą wybuchu wojny wszystkim kolejarzom przyszło żyć w historycznych czasach. Nawet więc jeśli Piotr Niewiadomski zginie na służbie, jego śmierć nie pójdzie na marne, ponieważ będzie miał udział w ratowaniu kolejowego dobytku i tym samym w zaszczytnej obronie zagrożonej ojczyzny.

            Przedtem jednak bohater powieści musi przejść kontrolę lekarską w komisji poborowej. Przypomina ona beznamiętny ogląd maszyny (jej obudowy i manometrów). Niewiadomski jednak nie odczuwa upokorzenia przedmiotowym traktowaniem. Dla niego to swoisty awans egzystencjalny, gdy ciało kolejowe upodabnia się do maszyny, to wstąpienie na  wyższy stopień ewolucji w drodze ku doskonałości. Przemiana ta stała się zresztą zauważalna także dla innych. W drodze na front rekruci ujrzeli w Piotrze autorytet (miał na głowie kolejarską czapkę)  i  z ogromnym szacunkiem słuchali jego objaśnień, dotyczących rozkładu jazdy.

            Większość z nich, wsiadając do wagonów towarowych w Toporach, pierwszy raz na własne oczy widziała pociąg i budynki stacyjne. Przyjazd do Budapesztu musiał więc być dla nich swoistą epifanią. Ujrzeli tam przeszklony budynek   dworca, przypominającego świątynię i znaleźli się w rzeczywistości mistycznej, wypełnionej światłem i życiem. Oczom zdumionych żołnierzy ukazały się też ofiarne dymy (wyziewy lokomotyw) i „święty czas kolejowy” na wielkich zegarach. Mimo nocy w olbrzymim  wnętrzu panował niezwykły gwar w obcym rekrutom języku. Mieli poczucie, jakby wstępowali w progi ziemi obiecanej, mlekiem i miodem płynącej (tutaj po raz pierwszy od dawna porządnie ich nakarmiono). Wrażenie religijnego doznania musiały też wzmacniać wyglądające jak posągi świętych rzeźby Jamesa Watta i George’a Stephensona umieszczone we wnękach fasady trzydziestoletniego wówczas dworca. Bohaterowie Soli ziemi nie wiedzieli jeszcze wówczas, że to piękne miejsce będzie ostatnim kolejowym przystankiem  w świecie ładu i szczęścia.

            Już na początku powieści widać bowiem, że kolej reprezentuje także żywioł chaosu i zniszczenia. Koncentracja pociągów towarowych w pobliżu linii potencjalnego frontu staje się oznaką nadciągającej wojny. Zwiastują ją także  stada czarnych ptaków, spłoszonych przez nadciągające wojska. Wittlin nie przypadkiem odwołuje się w tym miejscu do  homeryckiego obrazowania i budując paralelę,  zwiastuje koniec pewnego świata: „Ruszyło. Ruszyli ludzie, ruszyły konie, osły, muły, bydło rzeźne. Ruszyło żelazo, mosiądz, drzewo i stal” (22).   Niepokój ogarnia wszystko, co żyje, porusza też materię nieożywioną, przenika fundamenty świata „pięknej epoki”.   Jego kres budzi strach i żal, więc płaczą dworce, przez które przejeżdżają złowróżbne pociągi, pełne „mięsa armatniego”. Ludzie, wepchnięci do wnętrza maszyn, bezradnie obserwują początek tańca śmierci na peronowych tablicach (oznaczają go wojenne obwieszczenia, afisze, plakaty), który unieważnia cywilne rozkłady jazdy. Nikogo z tych, którzy obsługują wojenną machinę, nie cieszą przyspieszone awanse, ponieważ zdają sobie oni sprawę, że tak samo przyspiesza bieg ich życia w stronę zagłady (37- 40).

            Gdy nadchodzącą wojnę już oficjalnie obwieszczono, świat zastyga w śmiertelnej ciszy. Ustają też transporty. Nienawistna moc bije z każdego urzędowego pisma. Mnożą się zakazy, nakazy i ostrzeżenia, zewsząd czyha śmiertelne niebezpieczeństwo, którego widomym znakiem są pociągi wiozące pokonane oddziały, jęczących z bólu rannych i przeraźliwie ryczące bydło rzeźne. Nad świat opanowany przez złe moce nadciąga apokaliptyczna ciemność. Odjeżdżających w stronę wojennego piekła  rekrutów żegnają płaczący bliscy. Wiejska znachorka błogosławi tory, jakby tym sposobem chciała przebłagać wrogą ludziom potęgę, której służą pociąg i cała kolej  (145-147).

            Wybuch wojny podporządkowuje kolei całą ludność monarchii, a będący dotąd pracownikami cywilnymi kolejarze zostają zmilitaryzowani. Jak trafnie zauważyła Ewa Wiegandt, ich rozmowy uwypuklają podstawowy rys bohaterów. Są oni dwoma różnymi osobami w życiu prywatnym i służbowym. Pisarz charakteryzuje ich  w działaniu, tak jak ma to miejsce w narracji filmowej.  Widziani są przede wszystkim jako trybiki instytucji kolejowej, a po 21 sierpnia (symbolicznym dniu końca świata pokoju)  stają się elementami machiny wojennej. Postępujące uprzedmiotowienie ludzi Wittlin ukazuje za pomocą metaforycznych skojarzeń, tworzących ciągi obrazów, rozpiętych pomiędzy ową reifikacją człowieczeństwa i sakralizacją wojny[4]. Ten poetycki model prozy narracyjnej[5] można zilustrować typowym przykładem. Oto w dzień końca znanego świata (21 sierpnia 1914) ogłoszono wiadomość  śmierci papieża, a Piotr Niewiadomski razem z innymi powołanymi odjeżdża do wojska. Dzień wcześniej przez Topory – Czernielicę przejeżdżały pociągi z ewakuowanymi z Pokucia Żydami. W „dzień Pańskiego gniewu” na  stacji z kilkugodzinnym wyprzedzeniem pojawił się tłum ludzi z całej okolicy i dla wszystkich oczywista była niezwykłość tej chwili: „A peron tego dnia zapełnił się ludźmi, którzy nigdy przedtem nie jeździli koleją” (143).  Ludzie mają świadomość, że nieodwołalnie kończy się normalne życie, a nadciąga jakaś nowa, straszna, bo nieznana rzeczywistość. Wielu ma nadzieję, że przez ten historyczny próg  pomoże im przejść ksiądz, który obiecał przyjść i odprawić mszę w intencji odjeżdżających na wojnę. Podniosła atmosfera udziela się stopniowo innym istotom żywym, a następnie przestrzeni, w której trwała ich egzystencja:

Miało się wrażenie, że przyjdą jeszcze wszystkie krowy ze wsi, wszystkie konie, wszystkie barany i świnie, że przybiegnie rzeczka, płynąca środkiem wsi i opuszczą swe koryta Prut i Czeremosz, święte rzeki huculskie (…) (144).

            Odgłosy kanonady artyleryjskiej dobiegające z nieodległego już frontu zmieniły bieg myśli czekających na peronie ludzi. Przestali myśleć o dotychczasowym życiu, zaczęli natomiast myśleć o śmierci w odległych, nieznanych krajach, już czekającej na ich ojców, braci i synów. Lęk zaczął rosnąć, gdy pociąg, spodziewany o szóstej, nie pojawił się. Okazało się, że nawet kolej, instytucja o nienaruszalnym porządku, podlega ważniejszym od niej prawom wojny. Nigdy nie spóźniający się pociąg do Toporów przyjeżdża ostatecznie z prawie godzinnym opóźnieniem. Nawet dla Piotra Niewiadomskiego, kolejarza, jest to chwila wstrząsająca. Wydaje mu się, że widzi pociąg po raz pierwszy w życiu:   „Cisza zaległa peron, cisza tak głęboka, ze słychać było pulsowanie aparatów w kancelarii naczelnika. Krótki, histeryczny gwizd brutalnie przeciął ciszę” (144).  W dalszej części opisu lokomotywa ciągnąca skład zostanie porównana do wielbłąda. To rzadkie w literaturze „kolejowej” porównanie ma logiczne uzasadnienie nie tylko w charakterystycznym kształcie parowozu, którego komin może kojarzyć się z wielbłądzim garbem, ale również w planie powieściowym. Większość z Hucułów zapewne nigdy nie miała możliwości zobaczenia tak egzotycznego zwierzęcia, które w ich oczach urastało w tej szczególnej do rangi symbolu nieznanego, rządzonego prawami wojny świata, jadącego w dodatku w groźną ciemność („Zadzwoniły wszystkie łańcuchy, i pociąg cofnął się o krok, jak człowiek w ciemności zwadził o mur”; 145). Głośno brzęczące w powszechnej ciszy łańcuchy sprzęgów dodatkowo wzmagać mogły lęk, ponieważ łatwo kojarzyć się mogły z kajdanami, a więc odbieraniem wolności i surową karą, spadającą na Bogu ducha winnych ludzi.

            Pociąg wjeżdża więc na stację w nabożnej ciszy. Moment ten stłoczonym na peronie ludziom mógł kojarzyć się również z ceremonią pogrzebową i ostatnią drogą – żyjących jeszcze przecież – żołnierzy. Dopiero gdy parowóz zatrzymał się, wypuszczając parę z tłoków i jak gdyby wydając ostatni dech, przestał onieśmielać patrzących. Ze zwierzęcia zamienił się w ich oczach w niegroźny przedmiot, nie wzbudzający już nabożnego lęku. Umiejętnie wykorzystując pochodzący z poetyki ekspresjonistycznej „efekt obcości”[6] Wittlin w tej i szeregu podobnych scen desakralizuje mit wojny. Najpierw uwzniośla chwilę, pozwalając swym bohaterom upatrywać jej pozornej niezwykłości i tajemniczości, po czym demaskuje jej zwyczajność, ukazując lokomotywę już tylko w postaci zwykłej machiny parowej, nie mającej w sobie nic groźnego

            Jednak żywioł wojny metodycznie  ogarnia stale rosnący tłum żołnierzy. Wojna  czaruje ich widokami mijanych przez pociąg okolic, podsuwa gorzałkę, aby stępić zmysły i pozwolić zapomnieć o bożym świecie podczas żołnierskiej pijatyki  (162-163). Ale we wnętrzach bydlęcych wagonów  I wojny,  swoistej ruchomej wieży Babel,  zaczyna budzić się wrogość wobec innych nacji. Ta sama nienawiść, która zapisana została w archetypicznej opowieści o Kainie i Ablu. Dzisiaj już wiemy, że  zasiana w wojskowych transportach 1914 roku po ćwierćwieczu zaowocuje ludobójstwem podczas  lat II wojny światowej. Używając „kolejowej” metaforyki, można powiedzieć, że Wittlin pokazuje, jak w mroku bydlęcych wagonów wśród zwykłych ludzi rodziło się zło:

Wojna to następstwo ludzkiej dążności do wydarcia Bogu jego tajemnic, wykwit cywilizacji, która niszczy podmiotowość człowieka, prowadzi do nacjonalizmów i religijnej nietolerancji[7].

            Zastosowana w powieści narracja  i perspektywa bohatera-prostaczka, którego naiwne przemyślenia podane zostały w formie mowy pozornie zależnej, uwypuklają obraz świata wojny, której w takiej postaci i w takim rozmiarze ludzkość miała doświadczyć po raz pierwszy[8].

            Kończąc ten rozdział postanowiłem przyjrzeć się jeszcze raz niezwykłemu statusowi Piotra Niewiadomskiego.  Jest on jedynym bohaterem w obszarze prozy  „kolejowej” dwudziestolecia  pochodzącym z ludu. Od pierwszych kart powieści widzimy, że kolej darzy prawdziwie nabożną czcią. Jak to wytłumaczyć? Wiemy, że Piotr pochodzi ze wsi, a narrator informuje nas, że nie posiadał nawet własnego gospodarstwa. Skoro tak, nie miał też  żadnych własnych narzędzi ani tym bardziej maszyn. Świat kolei tworzą zaś przede wszystkim maszyny i urządzenia mechaniczne. Podziw dla instytucji kolei rodzi się w umyśle Piotra Niewiadomskiego jako wynik zestawienia własnego stanu posiadania z jednej strony  i technicznego bogactwa prowincjonalnej przecież stacji. z drugiej. Ta cześć dla nowoczesnej instytucji udziela się później jego kolegom, którzy w Piotrze widzą kogoś mądrzejszego, znającego tajemną prawdę o mechanizmach rządzących koleją, która jest dla nich wszystkich znakiem najwyższej, cesarskiej władzy. Mówiąc inaczej – podziw prostych ludzi wobec kolei zasadza się na  ogromnej różnicy sięgającej  kilku poziomów technologicznych (według typologii Mumforda). Żyjący od wielu pokoleń na wsi szeregowi żołnierze na stacji kolejowej po raz pierwszy  konfrontują swoje ciało, czyli paleotechniczną „maszynę społeczną” z neotechniczną „megamaszyną”[9], w której zdyscyplinowane ludzkie ciała stanowią część gigantycznej energii, zdolnej zmieniać oblicze świata. Oderwani od swojej kultury poborowi zostają błyskawicznie (według ich pojmowania czasu) przeniesieni w rzeczywistość zdominowaną przez maszyny. Ich ciała, stanowiące dotychczas podstawowe narzędzie komunikacji ze światem zewnętrznym, w świecie kolei stykają się z nieznaną materią. Na wsi tworzyła ją przede wszystkim woda, ziemia, drewno, powietrze pełne naturalnych aromatów i odorów, a także rzadko spotykane metalowe narzędzia,  konstruowane z żelaza, pozyskiwanego najczęściej z rudy darniowej i przetwarzanego w niezmieniających się przez tysiące lat wiejskich kuźniach. W świecie nowoczesnym, do którego żołnierze zostali niejako „wwiezieni” rozkazem, dominuje stal, widoczna wszędzie: na ziemi (szyny, urządzenia sterowania ruchem) i w powietrzu (ramiona semaforów, lampy stacyjne, linie telegraficzne, kładki nad torami). Nawet woda  na stacji dostępna jest wyłącznie dzięki urządzeniom wytwarzanym we wciąż  modernizowanych hutach (stalowych żurawiach i metalowych kranach). Większości poborowych  nie znane były też zapewne tworzywa sztuczne, tworzące istną część kolejowej „megamaszyny”: bakelit (używany między innymi do produkcji telefonów), ebonit (z którego tworzono np. izolatory na liniach telefonicznych), gutaperka (m.in. używana do izolacji kabli), syntetyczny kauczuk (wytwarzano z niego wówczas np. węże dla straży pożarnej) czy lateks (spotykany m.in. w uszczelkach okien).  Świat zbudowany ze stali i tworzyw przemysłowych mógł wydawać się zwykłym żołnierzom nieludzki, to znaczy  nienaturalny lub nawet nadnaturalny, czyli cudowny. Ciało człowieka wydawało się do niego nie przystawać. Przymusowy kontakt z rzeczywistością kolei niejako musiał więc budzić u współtowarzyszy Piotra Niewiadomskiego zdumienie, podziw, lęk lub nawet nabożną trwogę wobec czegoś, co przekracza pojęcie ludzi przyzwyczajonych do niezmiennego od pokoleń świata. To, że nie przynależą oni do nowoczesności, wizualnie wyraża nawet ich strój. Ubrani w stroje ludowe wieśniacy wyraźnie odróżniają się od umundurowanych żołnierzy i kolejarzy.

            Oprócz zetknięcia się z nowoczesną techniką rekruci na dworcu i w pociągu weszli w kontakt z jeszcze jedną ważną instytucją nowoczesną – wojskiem. Jest to o tyle istotne, że zdaniem Mumforda armia stanowiła swoisty pas transmisyjny megamaszyny pomiędzy kulturami (Mumford 2012: 281).  Mechanizm rejestrowania poborowych, wcielania rekrutów do oddziałów, ich skoszarowania i dyslokacji na front jest jednym z trybów  przyspieszonego pokonywania dystansu  dzielącego  świat  przednowoczesny od  nowoczesności. W trybie tym istotną rolę, o czym mówiłem już wcześniej, odgrywała też kolej.

            Co o procesie tym myśleli żołnierze?  Piotr Niewiadomski to postać literacka, wykreowana zgodnie z ekspresjonistyczną konwencją biedaczyny bożego. Ale przyglądając się  jego figurze dostrzegam szanse dojrzenia, co naprawdę o kolei, wojsku i wojnie myśleli polscy chłopi na początku XX wieku. Nie dowiemy się tego z kart powieści, bowiem ludowa twórczość należała wówczas wyłącznie do sfery kultury oralnej, ale idąc tropem kolei, docieram do interesującego źródła.  Otóż kiedy powstawała Sól ziemi, dorobek kultury ludowej  był już częściowo opisany przez etnografów. Jednemu z nich zawdzięczmy zapis żołnierskich pieśni z Galicji, a więc z  krainy, która względem  „małej ojczyzny” Piotra Niewiadomskiego lokuje się w tej samej przestrzeni polityczno-kulturowej – w granicach ck monarchii Habsburgów.

            Główny bohater Soli ziemi jest człowiekiem naiwnym i pokornym. Wydaje się jednak, że w jego środowisku społecznym bardziej prawdopodobna była postawa buntu wobec przymusowej konfrontacji z rzeczywistością neotechniczną, reprezentowaną w powieści przez kolej. W domniemaniu tym utwierdza mnie ludowy utwór z końca XIX wieku, przypomniany przez zespół R.U.T.A. jako  Związali mnie w powróz na płycie pt. Gore – pieśni buntu i niedoli XVI-XX wieku w 2011 roku. Ta wielowątkowa  pieśń przymusowych rekrutów w oryginale  zawiera m.in. takie zwrotki:

17. Cysarzu, cysarzu, nie werbuj nas więcy,

Bo nas matki płacą, aże ziemia jęczy[10]

52. Cysarzu, cysarzu, najaśnijszy panie,

dałeś mi trzewiki, na… bym ci na nie

oraz

56. Jak ci mie oddali, związali mnie w powróz,

Najstarszy braciszek na kolej mie odwióz

            W przytoczonych tu fragmentach ludowego utworu zapisany został głos, nie reprezentowany w kulturze oficjalnej. Jest to głos buntu, rozpaczy i odrzucenia tego, co nowoczesne – armii z poboru, kolei oraz żołnierskich butów. Są one metonimiami nowoczesności, instytucjami i przedmiotami jednakowo niewolącymi ludzi, ich ciała i umysły. Współczesna im społeczna megamaszyna ma wszystkie cechy wymienione przez Mumforda: urzeczywistnia władzę cesarza za pomocą wojennych obwieszczeń, oficerowie i kolejowi urzędnicy realizują ją wśród lokalnych społeczności na kolejowych dworcach, będących odpowiednikami starożytnych świątyń, a każda wciągnięta w tryby tej maszynerii jednostka może mieć wrażenie uczestniczenia w kosmicznym porządku świata (Mumford 2012: 304).

Do WittlinaMit maszyny? nawet ubrania chłopskie z samodziału mają się nijak do odzieży kolejarzy – to przecież uniformy, ujednolicające wygląd – PDF doświadczenie wielkiej wojny

            Potęga cesarsko-królewskiej kolei i armii stopniowo degradują człowieczeństwo Piotra Niewiadomskiego. Uniform kolejarza czyni go najpierw drobnym trybikiem leżącej na odludziu stacji, co bohater w swej naiwności interpretuje całkowicie opacznie jako synonim wyróżnienia. Dopiero  otrzymany w jednostce wojskowej karabin numer 46 821 uświadamia mu, że stał się tylko dodatkiem do wielkiej machiny mobilizacyjnej[11], który można łatwo wymienić, tak jak wymienia się żołnierski ekwipunek. W jego skład wchodzą nie tylko rzeczy wydawane nowym rekrutom, gdy przybywają z dworca do koszar. Także ciała szeregowców od tej chwili stanowią część zasobów magazynowych:

Żołnierz składa się z bluzy,  spodni, płaszcza, butów, karabinu, pasa, dwóch ładownic, bagnetu, tornistra, chlebaka, łopatki (albo bajlpiki), menażki, manierki, dwóch koców, jednego celtblatu, czyli płótna rozpinania namiotu, z wielkiej ilości rzemieni oraz z siebie. No i  czapki. Bez czapki jest prawie kaleką, jest lampa bez abażuru, jak łodyga bez kwietnej korony (248).

Ironiczne porównania żołnierza pozbawionego cesarsko-królewskiego nakrycia głowy do uszkodzonych sprzętów (nie tylko przedmiotów, ponieważ reifikujące porównanie obejmuje też  istoty żywe i samego człowieka) uwypuklają dramat ludzi, rzuconych na pożarcie wojennej machinie.

             Zmierzając ku zakończeniu tego rozdziału, stwierdzam więc, że kolej jest przedstawiana jako swoista maszyna dehumanizacji i śmierci, o wiele groźniejsza niż aeroplany i ówczesne czołgi. W przeciwieństwie do nich  jest bowiem wszechobecna, działa także poza linią frontu, w jej skład wchodzą procedury zabijania przećwiczone już podczas wojen końca XIX wieku (np. wojny francusko-pruskiej), kursuje codziennie, w każdych warunkach pogodowych i przez okrągły rok, lekceważąc tym samym jeden z fundamentów świata przednowoczesnego – chrześcijański porządek życia codziennego i świąt. Kolej pozostaje przy tym na wskroś nowoczesna, bo za jej sprawą całym ciałem doświadcza się dynamizmu epoki w postaci ruchu. Nawet tylko biernie patrząc czy stojąc w pobliżu pociągu – słyszy się odgłosy hamujących albo ruszających pociągów/parowozów, jest się dotykanym przez ludzi obcych i potrącanym przez tłum, widzi się lokomotywy i ludzi, czuje zapachy dymu, smarów. Za jej sprawą miliony ludzi przenoszą się w inny  – nowoczesny – wymiar rzeczywistości, w którym człowieczeństwo podlega redukcji do roli wymiennych części wielkich maszyn – kolejowej i wojennej[12].


[1] J. Wittlin, Sól ziem, oprac. E. Wiegandt, BN I nr 278, Wrocław 1991.

[2] E. Wiegandt, II. Sól ziemi, w: J. Wittlin, Sól ziemi, op. cit., s. XLVIII.

[3] Ibidem, s. LVIII.

[4] E. Wiegandt, Inne postacie, w: Józef Wittlin, Sól ziemi, op. cit., s. LXIII-LXIV.

[5] Ibidem, s. LXV.

[6] E. Wiegandt, II. Sól ziemi, op. cit., s. XLIX.

[7] E. Wiegandt, Bohater i narrator, op. cit., s. LX.

[8] Ibidem, s. LVIII-LIX.

[9] L. Mumford, Mit maszyny. Technika a rozwój człowieka, t. 1-2,  tłum. M. Szczubiałka, Warszawa 2012.

[10]S. Udziela,  Lud polski w powiecie ropczyckim w Galicyi, Kraków 1892,  s. 213.

[11] K. Szewczyk-Haake, Nowoczesna literatura etyczna. Wokół twórczości Józefa Wittlina i Pära Lagerkvista, Poznań 2017, s. 204-206.

[12] O uniwersalnej wymowie powieści Wittlina przekonuje m.in. Barbara Klimek w artykule pt. Koleje habsburskie w galicyjskiej twórczości Józefa Wittlin i Josepha Rotha, w: Kolej na kolej. Pociąg, dworzec, poczekalnia w literaturze i refleksji humanistycznej, red. K. Gieba, J. Łastowiecki, M. Szott, Zielona Góra 2015, s. 33-44.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *