Pejzaże Kolejowej Prowincji. Linia 26 (208): z Grudziądza do Brodnicy

  • by

W środę 12 sierpnia 2009 przyszedł czas na kolejną wyprawę za Wisłę. Kiedyś tą trasą toczyły się oliwkowe piętrusy z Działdowa do Chojnic, w niedzielne wieczory na odcinku między Wierzchucinem i Laskowicami a Tucholą wiozące i wesołych, i zamyślonych  uczniów technikum leśnego. W dzisiejszych czasach możliwe są już tylko krótsze podróże, np. między Grudziądzem a Brodnicą, choć szynobusy Arrivy kursują jeszcze i do Laskowic,  o czym mowa była w poprzednim odcinku „Pejzaży”. Trasę do Brodnicy zawdzięczamy oczywiście pruskiej kolei (odcinek Jabłonowo-Grudziądz uruchomiła ona w roku 1879, a ciąg dalszy siedem lat później).

            U piszącego już na wstępie uaktywniła się żyłka dokumentalisty i dlatego przed odjazdem zostały uwiecznione na zdjęciach domy kolejowe na ulicy Dworcowej i – po raz kolejny – sam budynek grudziądzkiego dworca. Jak wiemy, kolejne jego metamorfozy zawdzięczamy burzliwej historii XX wieku. Dzisiaj ma niezbyt atrakcyjny kształt, ale ponieważ rozważa się koncepcję Centralnego Portu Komunikacyjnego i kolejowych „szprych” (jedną z nich ma być zbudowana od podstawa nowa linia Grudziądz – Warlubie), może nie jest on ostatnim?

            Dzisiaj pogoda jest umiarkowana, temperatura dochodzi do dwudziestu dwóch  stopni, słońce często chowa się za chmurami, wieje porywisty wiatr z zachodu. Pewne dlatego z Laskowic przyjeżdża podwójny skład szynobusów. Za chwilę pożegnamy miasto, które na trwałe wpisało się w dzieje polskiego wojska (zwłaszcza kawalerii). Warto podsunąć tę myśl filmowcom – gdyby chcieli nakręcić dzieło batalistyczne, opowieść o twierdzy Grudziądz w 1939 roku mogłaby dorównać rozmachem pierwszemu „Westerplatte”.

            Odjeżdżamy o 1334 (wg rozkładu jazdy Arrivy w holu dworca pojedziemy przez …Grupę! Kasjerka PCC  nie przyjęła tego błędu do wiadomości) z trzeciego peronu. Z lewej mijamy  „Meble Meble”, z drugiej stoi ceglano-drewniany magazyn kolejowy,  widać tam też leżące stosami drewniane belki podkładów i  miejską ciepłownię.

            Po stronie dworca wieża wodna i (chyba) nastawnia pilnują zabytkowego SM-42 na bocznicy.  Przecinamy miejski przejazd. Na torze z prawej stoją wagony towarowe. Tocząc się powoli, wjeżdżamy pod nowoczesny wiadukt na szosie toruńskiej.  Za nim dołącza do nas  tor z prawej, natomiast w lewo biegną szyny do Kwidzyna i Malborka. Skręcamy lekko na południowy wschód. Z prawej zostaje za nami łąka, a w dole domy ceglane. Od lewej zaczyna się niewielki las, potem drzewa pojawiają się także z prawej. Leśny przejazd i dom dróżnika na skarpie są trudne do zauważenia.

            Za lasem z prawej znowu garbate pola, zresztą z lewej też.  Na nich funkcjonują  tradycyjne polne, niestrzeżone przejazdy.  Za nim rysuje się z lewej droga w alei.  Po prawej w uroczej niecce widzimy rynnowe jezioro. Na nami przesuwa się stary wiadukt.  Zanurzamy się w zielony tunel i przemykamy pod linią energetyczną. Wtedy z lewej pojawiają się z rzadka domy.  W polu z prawej także je znajdziemy.

            Stacja Nicwałd (po ośmiu kilometrach jazdy) wita nas szarym, nijakim parterowym budyneczkiem.  W dodatku wiaty przystankowej dopadli niegdyś jacyś „fani” Widzewa, czyli idioci ze sprejem.  O wiele przyjemniejsze jest to, że na przejeździe  chłopczyk na rowerze macha ręką podróżnym.

            Jedziemy dalej. Mijamy folwark, urocze tereny z prawej,  powoli toczymy się przez klony, jeżyny, dzikie porzeczki na łąki z pasącymi się krowami.  Potem wbijamy się między nieduże nasypy, zatrzymujemy w kadrze domy w polodowcowych kociołkach,  polne stawy. Krzaki otulają tu szczelnie tor. Dwa polne przejazdy, grupa ceglanych domów od lewej  oraz przejazd na szosie i pobliska cukrownia (z lewej strony) zwiastują Mełno. Tu, czternaście kilometrów od punktu startu, wzdłuż odcinka Grudziądz – Jabłonowo w trzech pierwszych dniach września 1939 roku zacięte walki toczyły pułki 16 DP i  4 DP GO „Wschód” Armii Pomorze generała Bołtucia. W tym rejonie polskie lotnictwo zaatakowało niemieckie kolumny pancerne. Jednak nalot myśliwców 142. dywizjonu nie przyniósł sukcesu, a zestrzelone zostały aż cztery polskie samoloty.  Na piętrowym dworcu w Mełnie nie widać już śladów tamtych wydarzeń. Magazyn obok dworca i zrujnowane WC swą świetność utraciły raczej z innego powodu. Nastawnia „Me” z prawej też najlepsze ma za sobą. A za nią czekają już żarłoczne łozy. Okoliczne pola, puste już o tej porze roku, także nie pozwoliłyby się domyśleć, że toczyły się tutaj zacięte walki pozycyjne, manewry, krwawe natarcia i szturmy polskich dywizji. Po prawej pod drzewami ukrył się inny świadek historii sprzed 70. lat – zabytkowa cegielnia.

         Po rżysku z prawej dostojnie przechadza się bociek. Niedaleko stoi grupa starych domów. Przeciskamy się miedzy jeziorami. Od prawej pojawiają się nowsze budynki,  zaraz też zatrzymujemy się. To Boguszewo (osiemnasty kilometr trasy). Dworzec znajduje się po lewej stronie peronu. To porządna, typowo pruska budowla. Zaraz za nim ulokowano domy kolejowe. Natomiast za stacją na wzniesieniu mamy tradycyjne gospodarstwo w obronnym kwadracie. Wsi i dworca broni głęboki jar jakiegoś strumienia. Ale nad miejscowością zbierają się już chmury.  Te prawdziwe, znaczy.

            Jedziemy między nasypami, przez pola, z prawej horyzont zamyka droga pod drzewami. Nagle, bo zaledwie dwa kilometry dalej, kolejny przystanek – Linowo. Tutejszy dworzec to prawdziwa hybryda, i pod względem bryły, i kolorystycznie. Tylko dom kolejowy trzyma fason.  Niebrzydka jest też aleja dworcowa.

            Pola otaczają nas ponownie. Mijamy wieś w kotlinie i szybko docieramy do Bursztynowa (na dwudziestym trzecim już kilometrze) z jego szarym dworcem.  Po prawej mężczyźni raczą się piwem pod sklepem, zrośniętym ze starą gospodą na przejeździe.

            Za stacją kolejne fałdy pól, polne przejazdy bez dróżników,  stada krów. Z lewej zaznacza się wieża kościelna. Biją dzwonki przejazdu na szosie, znowu jedziemy przez obszar pól.  Z prawej stoi zwarta kępa drzew (topole, a jakże!), za nią pojawia się trakcja elektryczna,  a po chwili zbiega się kilka torów. Ten z  Torunia przemyka po ceglanym wiadukcie, a my ocieramy się wtedy o pusty plac z lewej,  patrzymy na kościelną wieżę, domy przedmieścia z lewej i prawej, dom na przejeździe („Galeria Urody”…)  oraz piękny dom ceglany z prawej, tuż przed dworcem.  Jabłonowo to stacja węzłowa na trzydziestym kilometrze, z żółtawym budynkiem dworcowym, wieżą, nastawnią, magazynami, domami kolejowymi, starymi megafonami na zadaszonych peronach. Kilkanaście lat później, wracając ze Śląska przez Mazowsze, właśnie tutaj pomyślałem: „No, już jesteśmy u siebie”. Może dlatego, że także w 1920 roku ten szlak kolejowy grał ważną rolę w wojnie obronnej. Działały tu bowiem pociąg pancerny Nr 8 „Wilk” i improwizowany „Wilczek” (parowóz i dwa wagony towarowe obite blachą).Gdy na południu rozpoczęła się bitwa warszawska, na północy bolszewicy wciąż nacierali. Zdobyli Działdowo i zagrozili Brodnicy. Po przegranej bitwie o miasto wojsko polskie, wspierane przez dwa wspomniane pociągi,  wycofało się w stronę Jabłonowa właśnie.

            Zjeżdżamy dostojnie na prawy tor, składom elektrycznym zostawiając kierunek olsztyński. No i jedziemy sobie na prawo, przez pola. Przed nami siedmiokilometrowy odcinek. Słupy telefoniczne po prawej stronie linii jeszcze tu stoją i – od Jabłonowa właśnie – są betonowe, nie drewniane. Stoją na skraju kukurydzy, łąk i olszyn. Z lewej pojawia się ostra igła kościoła i systematycznie zbliża się do pociągu.  

            Ogromny posterunek na przejeździe drogowym wprowadza szynobus na stację o starożytnej nazwie Konojady. Tu także budka dyżurnego ruchu przylepiona jest do bryły dworca. Po prawej stronie toru zaś w dole znajduje się jakiś żółty magazyn przemysłowy na skraju upraw.

            Pola zaczynają się raptownie, zaraz za stacją. Domy tutejsze budują się i rozpadają.  Nad nami przez chwilę zawisł stary wiadukt, a potem wchłania nas sosnowy las, którego pierwsze drzewa atakują tor od lewej strony. Szybko z niego wyskakujemy. Z prawej dogorywa jakiś PGR,  wałki słomy czekają spokojnie na traktory, polna droga przerzuca nad nami kolejny zabytkowy wiadukt, a od prawej zaczyna się wieś. W 1920 roku z rejonu między Konojadami a Najmowem wyruszyło polskie natarcie, które wyzwoliło Brodnicę po trzydniowej bolszewickiej okupacji. Warto więc przyjechać tutaj z wykrywaczem metalu, bo wyskakujący z transportu kolejowego żołnierze pewnie zostawili tu jakieś drobiazgi.

            Pociąg znowu buczy przeciągle i donośnie. Zaczynamy hamować, przecinamy szosę i jesteśmy w Najmowie. Czterdziesty piąty kilometr Tutejsza brzydka buda potęguje niesmak po Konojadach. Przystanki nie są mocną stroną tego odcinka. Bloki PGR-u za stacją z lewej  z trudem też wytrzymują porównanie z prostym pięknem skromnego ogródka po prawej stronie torowiska.

            Czym prędzej ruszamy więc w stronę ostatniej dziś stacji. Przetniemy szosę, na której bezpieczeństwa przejazdu strzeże z lewej strony ceglana kapliczka. Stare domy wśród pól, rżyska, kolejna kępa niewielkiego (ale liściastego!) lasu, otchłań pól, długie jezioro z lewej  – to punkty rozpoznawcze przed miastem. Po ominięciu jeziora widzimy już domy na przedmieściu Brodnicy. Z lewej strony biegnie szosa. Jeszcze chwilę jedziemy przez łąkę, ale z prawej widać już pięćdziesięciodwumetrową wieżę zamku. Ta charakterystyczna ceglana budowla zdobi miasto od średniowiecza. Być może upamiętnia tolerancyjną (co było rzadkie w tym rodzie) Annę Wazównę. A może przypomina, że dwukrotnie zasmuciła Polaków: gdy w 1414 roku wytrzymała trzytygodniowe oblężenie wojsk Jagiełły, a ponad czterysta lat później… O tym innym razem, podczas następnej wizyty w Brodnicy.

         Przy zjadliwie zielonym (pistacjowym? miętowym?) posterunku przecinamy szosę z Jabłonowa i powoli wtaczamy się na teren stacji. Pięćdziesiąty trzeci kilometr szlaku. Dworzec w Brodnicy pierwszego stycznia tego roku przeszedł kolejną fazę uśmiercania, ale jeszcze się trzyma. Według jednego z mieszkańców: „Tego cholerstwa nic nie ruszy. Pruska budowla z I wojny. Pomiędzy belki kładziono cegłę i teraz nawet, jak jadą ciężkie pociągi, to nawet nie drgnie”. Będziemy mu kibicować, rozglądając się też za tym, co pozwala mieć nadzieję. Co prawda hol dworca zagracają tylko porzucone meble z tutejszego sklepu, ale pięknie prezentują się semafory przy krawędzi peronów. Aleja młodych lip na Dworcowej również.  Gdy zwiedzimy miasto, skandynawski szynobus MR4015 zawiezie nas z powrotem do Grudziądza.

            Zanim jednak pojedziemy, rozejrzyjmy się bacznie, czy na tym szlaku kolejowym nie stoją jeszcze jakieś wojskowe eszelony. Bo w 1945 roku polscy profesorowie za bimber skupowali na nim od czerwonoarmistów zagrabione w Berlinie papirusy z początków naszej ery. Po co nieumiejącemu czytać żołnierzowi jakieś hieroglify? A bimber zawsze się przyda. Trochę wyrzuconych rzeczy pozbierali kolejarze z węzłów w Jabłonowie i Brodnicy. Może i nam zdarzy się niepowtarzalna okazja? A wtedy naszą opowieść moglibyśmy, dla zachowania fasonu, zapisać na papirusie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *