Kolej na muzykę. Irlandia. Sinead O’Connor i The Pogues

  • by

Ta opowieść miała zacząć się smutno. Bo koniec roku. Bo odeszli w nim ci, którzy byli ważnymi towarzyszami mojego życia. Megalomania podpowiadała mi nawet, by nazwać ich współtowarzyszami, ale znaj proporcją, mocium panie… Przecież nie mieli pojęcia o moim istnieniu. Ale radość jest silniejsza od smutku, nawet na zapomnianych, prowincjonalnych stacjach.

            A może należałoby zmienić tytuł tej opowieści? Inspiracją bowiem było wspomnienie o irlandzkiej piosenkarce Sinead O’Connor i  pogrzeb Shane’a MacGowana, frontmena wskazanej na wstępie irlandzkiej kapeli. A właściwie nocna, muzyczna audycja w radiowej Dwójce drugiego dnia świąt bożonarodzeniowych w 2023 roku. W jej trakcie prowadzący przypominał najsłynniejsze utwory The Pogues i duety Shane’a z różnymi wokalistami. Mi szczególnie zapadły w pamięć dwa: „Hunted” z Sinead O’Connor i „You’re the One” z Maire Brennan. Kolejność przypadkowa. I tak, na falach nocnego radia, popłynęły wstecz czasy.

            Mamy więc świąteczną audycję; wspomnienia z transmitowanego w Internecie pogrzebu, który zakończył się walczykiem przy trumnie artysty;  przypomnienie poety punkowo-folkowego, urodzonego w Boże Narodzenie; kolekcję muzycznych perełek; obraz szalonego pogo, jakie tańczyliśmy przy wtórze piosenek The Pogues. Płynęła ona z kilku kaset, przywiezionych z Bydgoszczy do Skórcza i okolic. Zwłaszcza jedna z imprez warta jest zapamiętania: ta na słynnej „Plebanii”, gdy wydawało się, że tańczący na górze zaraz spadną razem z sufitem na parter. Była moc. Z niejaką nostalgią stwierdzam, że niektórzy spośród ówczesnych tancerzy skaczą już do niebieskiej muzyki (gdziekolwiek ona brzmi) razem z Sinead i MacGowanem.

            Ona miała wiele żywotów. Każdy wyrazisty. On podobno wierzył, że nigdy nie umrze. Dlatego żył na podkręconych obrotach. Muzyka, piwo, whisky, narkotyki, komunia – oto napędzający go zestaw używek. Nawet w kolejowej  „Sally Mac Lennane” z1985 roku  piosence to widać. Mamy w niej niezwykłego barmana, stojącego od dzieciństwa za ladą, stado świrów, morze alkoholu i bezmiar dziwnych przygód, i odjazd nie wiadomo dokąd z małej stacyjki, i smutek opuszczenia, i pożegnanie z nadzieją ponownego spotkania.  Chociaż w dniu pogrzebu nie padał deszcz:

We kissed him as we put him on the train

And we sang him a song of times long gone

Though we knew that we’d be seeing him again.

            Będziemy tęsknić za nim, za Sinead, za ich dziełami. Ubyło irlandzkiej nuty i duszy. Niech im więc świecą światełka wszystkich świątecznych pociągów, gdy nieco zbladł blask nadchodzących lat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *