Najpierw pomyślałem: ta podróż to przejaw samotności wśród ludzi, martwy czas pomiędzy nigdzie a nic ważnego; tylko przemieszczanie się w pustej przestrzeni, pozbawionej tożsamości i atrakcyjności; żadne bodźce nie są w stanie przebić bariery obojętności wobec anonimowego świata; to i nie-miejsce, i nie-czekanie… Banalne rytuały, z których nic nie wynika, bo są tylko sposobem radzenia sobie z martwym czasem zawieszenia między dwoma punktami.
Ale później zadałem sobie trud, by spróbować wniknąć w tę scenę głębiej. Co mogła myśleć i czuć bohaterka z obrazu? No i popłynęły zdania, w których odbija się tyleż fikcyjne, co prawdziwe życie.
Ciekawe, jak wyglądam w obcych oczach, których tu przecież nie brakuje? Co o mnie myślą? Jak będą mnie kiedyś oceniać? Czy zniknę ze wszystkich wspomnień tej chwili? Czy będę pasować do nowych czasów, które nadejdą szybciej, niż jedzie pociąg naszej historii?
O czym piszą? Co o epoce mówią teksty, które otrzymują podróżni na pokładzie pociągu? Na ile zgadzam się z tym, o czym czytam? Dlaczego lektura nie budzi we mnie żadnego rezonansu? Czyżby spadła rola słowa drukowanego? Co w zamian, skoro tekst wydaje się pusty i martwy? Czy w ogóle warto marnować czas na tę publikację? A jeśli nie, to czym się zająć, skoro nie ma z kim porozmawiać? Dlaczego tyle się płaci za zbiór takich banałów?
Jeśli odłożę to na siedzenie, tak jak zeszyt, czym wypełnię czas szybkiego mijania obojętnej przestrzeni? Myśli pewnie będą się rwać w rytm jazdy, gdy będziemy hamować na zakrętach albo przed nieistotnymi przystankami, z których żaden nie odegra istotnej roli w moim życiu. Dokąd więc jadę? Czy odważę się unieść głowę i spojrzeć światu prosto w oczy?