W rocznicę wybuchu wojny upałami i burzami kończy się kolejne lato, dlatego warto je uwiecznić seansem filmu Kiryła Serebrennikowa. Jest to opowieść zastygła w bryłce bursztynu, którą za setki lat być może ktoś zapragnie odczytać i umieścić w ramach historii agonii wielkiego niegdyś imperium.
Oto latem 1980 roku nad chłodnym, szarym morzem, w portowym mieście grupka młodzieży słucha przemycanych z Zachodu płyt rockowych, punkowych i nowofalowych, tłumacząc je na swoją częstotliwość. Okazuje się przy tym, że leningradzka wrażliwość była taka sama jak pomorska – skoncentrowana na pragnieniu autentycznego życia, wolności i miłości. U schyłku PRL-u w Polsce wykluła się w ten sposób Trójmiejska Scena Alternatywna, o której dzisiaj powstają poważne książki.
A wtedy w Gdyni, Gdańsku i okolicach wielu młodym ludziom dni mijały na niekończących się rozmowach i wędrówkach, amatorskich koncertach dla wtajemniczonych, na biwakach na plaży, wsłuchiwaniu się w las, pogańskich rytuałach, słuchaniu płyt, graniu muzyki, przesiadywaniu w kuchni, gdzie królowały liściaste, proletariackie herbaty, farbowaniu koszulek, paleniu najtańszych papierosów w ilościach przemysłowych, piciu taniego wina. Pamiętam, jak pod skórą świata pulsowała ta niezwykła energia, pozwalająca mieć nadzieję, choć jednocześnie byliśmy przekonani, że wszystko streszcza hasło „no future”.
W szarej rzeczywistości schyłkowego komunizmu trudno było być kolorowym ptakiem, o czym boleśnie przekonuje kapitalna scena, dziejąca się w zwykłej „elektryczce”. Leningradzki Johnny Rotten wychodzi jednak z opresji zwycięsko, brawurowo uciekając z opanowanego przez wroga pociągu, jednocześnie wykonując szlagier Talking Heads „Psychokiller”. Jego bunt jest bardziej radykalny od brytyjskiego pierwowzoru – Johnowi Lydonowi za miotane publicznie bluźnierstwa pod adresem władz nie groziło wszak wzięcie do wojska i wyjazd na wojnę do Afganistanu. Radziecki wokalista zaś z łatwością mógł stać się jednym z „cynkowych chłopców”, potajemnie przywożonych z azjatyckich pól bitewnych w szczelnie zamkniętych trumnach nocnymi samolotami.
Oglądając tę scenę, cały film i pamiętając o przygodach jadącego do Pietuszek Wieniczki z powieści Jerofiejewa, możemy niestety powtarzać słowa Hamleta, że Rosja wciąż jest więzieniem. Jeśli zaś ktoś po projekcji filmu odczuwa niedosyt, może sięgnąć po „Antologię radzieckiego i rosyjskiego undergroundu” wydaną w Wołowcu w 2012 roku.