Pejzaże Kolejowej Prowincji. Linia nr 18 (241): do Koronowa, czyli kraina krzyżackich szpiegów i trolli

  • by

I tak oto 23 lipca 2008 roku, w samym środku tygodnia,  postanowiłem zobaczyć wreszcie tę na poły mityczną dla mnie trasę, liczącą łącznie 43 kilometry. Gdy uczyłem się Tucholi i czekałem  na dworcu, często słyszałem, że pociąg osobowy do lub z Koronowa za chwilę przyjedzie albo odjedzie. Myślałem wtedy chyba, że duża odległość dzieli te dwa ważne dla mnie miasta. Po szalonych latach osiemdziesiątych XX wieku nastały dla kolei lata dziewięćdziesiąte,  postne i zgubne. Hasło „linia jest nierentowna” wykończyło wówczas niejeden kolejowy szlak. Okazało się, że Polska jest enklawą niemożności pod względem utrzymania infrastruktury kolejowej. Mniejsza o to. Alfabetyczny spis stacji: Brzuchowo, Buszkowo, Gostycyn, Koronowo, Mąkowarsko, Pruszcz Bagienica, Przyrowa, Tuchola, Wilcza Góra.

            Badania archeologiczne w okolicach Tucholi  dają obfity plon: znaleziono tu ślady osad sięgające 30 000 lat p.n.e., kiedy pojawiły się tu pierwsze grupy rybaków znad Bałtyku i wędrownych  myśliwych ze Wschodu. Odnotowano pochodzących zza łuku Karpat ludy tzw. ceramiki wstęgowej,  osadników z terenów Jutlandii, którzy na terenach wydmowych i bagnistych rozwijali swoją kulturę tzw. pucharów lejkowatych. Migrowali tędy także zbieracze i myśliwi z terenów dzisiejszej Finlandii. Z początku naszej ery pochodzą ślady  konnych koczowników z kręgu kultury ceramiki sznurowej. Wymieszali się szybko z osiadłą ludnością rolniczą, tworząc zhierarchizowaną społeczność pasterzy, rolników i przywódców rodowych oraz plemiennych. Około XIII wieku p.n.e. napłynęła na teren Polski północnej zza Odry i Warty grupy ludności łużyckiej. Byli to rolnicy, hodowcy bydła, którzy na tym terenie wprowadzili nowy obrządek ciałopalny i pochówek popielnicowy. Mniej więcej pięćset lat później ludność kultury łużyckiej z Kaszub (zwana kulturą pomorska) ruszyła w stronę Wielkopolski i Ziemi Chełmińskiej, niejako po drodze zasiedlając dolinę Brdy i zostawiając ślady w postaci tzw. grobów skrzynkowych z płyt kamiennych. W okresie rzymskim prowadziły przez ziemię tucholską odgałęzienia szlaku bursztynowego. Tuchola jest więc jednym z najstarszych na ziemiach polskich terenem osadniczym.

            Pierwsze źródłowe wzmianki o mieście pochodzą z  1287 roku. Po śmierci ostatniego z książąt pomorskich, Tuchola, położna na wzniesieniu  między bagnistą doliną rzeki Kicz a dwoma jeziorami – Zamkowym (już nieistniejącym) i Głęboczkiem, znalazła się we władaniu Przemysła II, Łokietka, królów czeskich: Wacława II i Wacława III, a następnie Krzyżaków, którzy 22 lipca 1346 roku nadali jej przywilej lokacyjny na prawie chełmińskim.  Jesienią 1309 roku Tuchola została siedzibą krzyżackiego komtura[1].

            Po wojnie trzynastoletniej miasto znalazło się w Prusach Królewskich; w pierwszym rozbiorze przypadło Prusom. Pod koniec XIX wieku (1883 roku) powstała tu stacja  kolejowa na linii Działdowo – Laskowice Pomorskie – Chojnice. W listopadzie 1914 roku (a więc już w czasie Wielkiej Wojny) połączono Tucholę z Pruszczem Bagienicą i co za tym idzie – z Koronowem.

            Ta wyprawa zaczyna się  właśnie w Tucholi.   Do dworca prowadzi odpowiednio nazwana i reprezentacyjna niegdyś ulica Dworcowa. W samo południe  czas płynie tu leniwie, jakbyśmy na coś czekali,  ale w stronę Koronowa nie pojedzie żaden pociąg osobowy.  Pusto też od strony Wierzchucina, choć rozkład jazdy spółki Arriva jakieś kursy przewiduje na drugą stronę Brdy, a nawet do stolicy i do Kołobrzegu. 

            W kwestii Koronowa musimy jednak sami coś przedsięwziąć. Ze stolicy Borów Tucholskich wyruszamy więc na zachód. Z prawej zostawiamy rzeczkę Kicz i szosę chojnicką.  Szosę do Sępólna Krajeńskiego przez chwilę mamy po lewej, ale przemykamy pod wiaduktem na druga stronę i powoli skręcamy bardziej na południe. W prawo odbija droga do Jeleńcza i Kęsowa. Za nimi  znajdowały się w 1939  bunkry, obsadzone przez 35 pułk z 9. Dywizji Piechoty. We wrześniu udało się na tej linii (sześciu żelbetonowych schronów) powstrzymać natarcie niemieckiej 2. Dywizji Zmotoryzowanej. Jednak na południowym odcinku obrony hitlerowska 3. Dywizja Pancerna dokonała przełamania (polskie umocnienia stanowiły tam tylko okopy i zasieki z drutu kolczastego) i zdobyła most na Brdzie w Sokole-Kuźnicy. Jadąc linią kolejową w stronę Koronowa kilkukrotnie mijać więc będziemy miejsca wrześniowych walk[2].

             Za przejazdem w Małym Mędromierzu mamy wielkie pola,  chałupę w pobliżu szosy,  betonowy wiadukt,  z którego można popatrzeć na rolnicze okolice Tucholi i zarastający trawą kolejowy szlak.

            Stojąca na ósmym kilometrze stacja Brzuchowo to betonowa ruina wiaty; z niewielkiego wiaduktu spoglądam w stronę Tucholi  i Koronowa, zostawiając po lewej wieś,  a pod sobą z prawej krzyż na skrzyżowaniu polnej drogi i szosy. Ten wiadukt, jako się rzekło, nie ma imponujących rozmiarów, ale jest urokliwy.  I to właśnie tędy wycofywał się 35 pułk piechoty w stronę kompleksu lasów nad Brdą.

            Lekkim łukiem w lewo pociąg rzuca się naprzód, w pola, przez kilometr lasu, mając po lewej Mały Mędromierz a po prawej szosę Wieszczyce – Gostycyn. Niedługo zobaczymy wieś Przyrowa.  W miejscu, w którym łuk szosy dotyka toru, z prawej, w oddali majaczy pałac w Bralewnicy, tuż pod ścianą wyspowego lasu. Teren po lewej nabiera wysokości. Przejeżdżamy betonowy wiadukt na nasypie,  po wschodniej stronie wciąż dominują pola uprawne,  po drugiej, na zakręcie jezdni, ulokowała się wieś. Miejsce jej wyznaczają smętne słupki i jabłonie na torze.  Po prawej, od południowego zachodu, wzdłuż urwistych Kamionki ciągną się lasy liściaste.

            Rzeka Kamionka to dawna linia graniczna polsko-krzyżacka, nawet i dziś widoczna w krajobrazie.  W pierwszym numerze „Zapisków Tucholskich” z 2005 roku znajdziemy ciekawy artykuł o krzyżackich szpiegach znad Kamionki.  Jednym z nich miał być niejaki Tyczen Mawl (pisany Tytze Mawl, Tytczen von Mowle), rycerz z Przyrowy! W swoje misji szpiegowskiej dotarł aż do Nakła, przebywał także w pogranicznym Koronowie (opat cystersów także prawdopodobnie był agentem krzyżackim), a na początku sierpnia 1409 roku przekazał komturowi tucholskiemu Henrykowi von Schwelborn informacje, iż na Brdzie od Wisły do Zamrzenicy znajduje się dziewięć dogodnych do forsowania brodów i jeden most w pobliżu Nowego Jasieńca. Doniósł także, że Kamionka na odcinku Pamiętowo – ujście do Brdy posiada około dziesięciu przepraw. Informacje te pozwoliły Krzyżakom na przeprowadzenie serii napadów na Krajnę i północne Kujawy. W nagrodę Tyczen otrzymał kwotę czterech grzywien ( mógł za to kupić miecz albo średniej klasy konia bojowego) i przeniesienie wsi Przyrowa na lepsze od polskiego prawo magdeburskie.

            Innym szpiegiem krzyżackim był rycerz z Drożdżenicy – Staszko (Staschke von der Drosnytcz), najaktywniej działający w latach 30. XV wieku, podczas najazdu polsko-husyckiego na południowe tereny Pomorza. Zbierał informacje, tępił podjazdy wroga, dokonywał wypraw odwetowych na Pruszcz, Kamienicę i Wielką Klonię, w 1431 roku brał także udział w najeździe na Kujawy. Ponieważ wiele jego dóbr spalili husyci, od wielkiego mistrza otrzymał jako rekompensatę 500 grzywien nagrody (wystarczyłoby na zakup zasobnej wsi na gęsto zaludnionym Śląsku). Po zakończeniu wojny, w 1434 roku, rycerz kupił wieś Kopytkowo i zamieszkał w niej.  Niedaleko stamtąd do Skórcza; ciekawe, czy  potomkowie Staszka jeszcze tam żyją…  Jak widać pojęcie „patriotyzm lokalny” w przypadku Pomorzan jest niejednoznaczne.

            Wróćmy do Przyrowy. Za granicą doliny rzecznej znajdują się Wielka i Mała Klonia oraz tor linii Świecie – Złotów. Ale żeby go dostrzec, trzeba by mieć wzrok sokoła. Z wiaduktu widać też po prawej bruk prowadzący na stację.  Po prawej ominiemy samotne gospodarstwo przy torze,  ponownie ujrzymy odległą dolinę rzeki, przejedziemy przez przejazd z pięknie zachowanymi drutami linii telefonicznej,  wreszcie, na trzynastym kilometrze,  ukazuje się przystanek Przyrowa.  Po prawej sterczy góra zbożowa,  jej tłem jest malownicza dolina Kamionki. Za  nami zostały wiadukt  i szkoła pod kwiatowym baldachem.

            Teraz czeka nas rajd przez pola. W pobliżu Karczewa (po prawej) przetniemy mały las, a po chwili zostawimy po prawej także  skrzyżowanie dróg w   Karczewie i skręcamy na południowy wschód w stronę dużej wsi, widocznej już z oddali.  Za nim zaś majaczy ściana borów nad Brdą. Po prawej w lesie ostro meandruje Kamionka. Od wsi Kamienica prowadzi aleja, szpaler kasztanowców ocienia też bruk w Gostycynie.  Przejechaliśmy szesnaście kilometrów. Na ulicy Dworcowej znajdziemy wystawny gołębnik,  bladoróżowy dworzec,  zarastające perony i widok na pętlę przełomu Kamionki wśród pól. Tam zaś czeka na zawodników piłkarskie boisko dziesiątej kategorii.

            Przeskoczymy most, mając po lewej wielki  zakręt rzeki, wbijamy się w las, z lewej ocieramy się o rozlewiska Kamionki.  Po chwili rzeka odbija na wschód, a my zmierzamy prosto, przez pola, mając po lewej olbrzymi kompleks leśny. Widać już kościół w Pruszczu  i pruszczańskie  pola,  a  z tyłu Gostycyn jeszcze połyskuje z oddali.  Po prawej znajdują się wsie Bagienica i Mała Klonia.      

            Przed nami kolejna stacja – Pruszcz Bagienica. Tu znajduje się skrzyżowanie z linią nr 436 (Świecie – Złotów). Z wiaduktu pięknie widać, jak na stację wchodzą dwie linie: z Tucholi  i z Klonowa. Dworzec jest wprost zachwycający!  Można było stąd ruszyć  w cztery strony świata, infrastruktura zachowała się jeszcze dzięki pasjonatom kolei, którzy od kilku lat w ostatnią niedzielę lipca organizują festyn kolejarski „Zapomniana stacja”. A kiedyś, tzn. przed II wojną światową, była tu orkiestra kolejowa; nie wiem, czy później kontynuowano tę tradycję?

            Okolicznościowy biuletyn wylicza aż siedemnaście obiektów, którym warto się na tej stacji przyjrzeć. Są to: kolejarskie osiedle mieszkaniowe, chłodnia, magiel ręczny, sklep, olejarnia, wieża ciśnień, zagrody bydlęce, lokomotywownia wachlarzowa, obrotnica, nastawnia, magazyn, budynki mieszkalne, budynek stacyjny, rampa z magazynem, skrajnik, biura i warsztaty (np. kuźnia). Po tej ostatniej oprowadza nas pan Stefan, jak sam mówi: „28 lat w tym cholerstwie”.  Pokazuje nam lodownię , kuźnię i kuchnię, poza tym opowiada swoje losy: „W 1981 ja żem uciekł tutaj nad morza, z chałupy. Tam chciałem zarobić na łowieniu ryb. Wtedy wzieli mnie do woja na dwa i pół roku. A tatuś urodził sie jedenaście kilometrów stąd i mówił, że i tak tu wrócę.  I żem osiadł. W kuźni żem 22 lata przepracował. Ścianę działową sam budowałem, tu zrobiłem w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym czwartym pakamerę. Za tymi czerwonymi drzwiami było schronisko dla drużyn konduktorskich. Dokładnie 21 maja 1985 żem sie przyjął do pracy. Były tu kuchnia i biuro toromistrza. Tu dwudziestego pierwszego  maja w dziewięćdziesiątym drugim  roku miałem wesele”. Niewesoła mina pana Stefana mówi wszystko…

            Zostawiamy więc tę piękną stację. Dworzec po lipą czeka na festyn, a ulica Dworcowa na gości. Mijamy dom kolejowy przed rozjazdem torów do Sośna i Mąkowarska,  pozwalamy torowi złotowskiemu odbić na zachód. Szosę do Koronowa mamy w tym momencie już po lewej, przejeżdżamy w liściastym zagajniku  most nad Sępolenką, niecierpliwie pędzimy w stronę archetypowego dworca.  Mają tam bowiem dwu piętrowy budynek o spadzistym, łamanym dachu, dwustronną rampę, wc, wieżę ciśnień, maszynszopę, lipową aleję, bruk , klomb,  budkę dróżnika, kasę, poczekalnię, bufet, magazyn i mieszkania służbowe w kolejowym domu, co widać na pewnej pocztówce. Zauważmy, że w czasach PRL-u rzadko wydawano karty pocztowe ze zdjęciami stacji kolejowych, inaczej niż przed I wojną światową. Tymczasem w latach 80. ukazała się pocztówka, która uwieczniła obraz prowincjonalnego dworca. Stacja w Mąkowarsku znajduje się wśród pól na dwudziestym ósmym kilometrze szlaku, po lewej stronie wsi. Poprzedza ją wiekowy wiadukt, z którego niebrzydkie roztaczają się widoki.  A pod nim przebiega szosa do Krówki Leśnej i Sokola-Kuźnicy. Co prawda, jak w najlepszych latach kolei, zakazują tu wstępu,  ale pozwalam sobie ukradkiem zrobić fotki bryły dworca i bruku stacyjnego.

            Ruszamy dalej i po chwili ponownie przecinamy szosę nr 25.  Będziemy przesuwali się na południe w linii prostej, wyciętej w szczerym polu. W okolicy leżącego po lewej Lucimia  pięknie prezentują się polne parowy. Wykonujemy zwrot na południowy wschód, przecinamy szosę do wsi Wilcze oraz rzeczkę Kadzionkę, wtedy docieramy do stacji Wilcza Góra, leżącej blisko Łąska Wielkiego (to trzydziesty trzeci kilometr). Stoi wśród pól, jednopiętrowa, ma poczekalnię, magazyn, dyżurkę zawiadowcy i przeszkloną werandę, otynkowane lica skrywają piękne cegłówki. Dach poczekalni intensywnie atakują mchy, ale sam budynek, zamieszkany, znajduję się w nienajgorszym stanie. Nazwę pobliskiej wsi wymieniam zaś nieprzypadkowo, bo  południe od stacji  znajduje się pole słynnej bitwy z Krzyżakami. Domyślam się jednak, że mało kto o niej słyszał w szkole.

            Miała ona miejsce 10 października 1410 roku; Polacy rozgromili w niej krzyżackie oddziały posiłkowe z Nowej Marchii, pieczętując w ten sposób zwycięstwo grunwaldzkie. Klęska pod Grunwaldem na krótko zahamowała agresywne poczynania Krzyżaków. Już we wrześniu 1410 roku zorganizowali oni trzy armie, z których jedna, w sile ok. 4000 konnych rycerzy z Bawarii, Turyngii, Miśni, Nadrenii, Saksonii, Czech i Śląska,  pod dowództwem Michała Küchmeistra von Sternberg pod koniec września ruszyła z Marchii w stronę  Kujaw przez  Koronowo. Zajęła Człuchów i Chojnice oraz miasto Tucholę (polska załoga obroniła zamek).  Polacy nie dysponowali w tym rejonie żadnymi oddziałami, król Jagiełło wysłał więc do Koronowa około 2000 jazdy i nieco piechoty pod dowództwem rycerza Piotra z Niedźwiedzia (marszałka królewskiego dworu), w tym 300 konnych królewskich, 300 rycerzy wojewody poznańskiego Sędziwoja z Ostroga, 300 kasztelana poznańskiego Dobrogosta z Szamotuł, 900 konnych wielkopolskiego pospolitego ruszenia pod wodzą wojewody brzesko-kujawskiego Macieja z Łabiszyna. Polacy dysponowali też ok. 200-osobowym oddziałem konnych strzelców (być może byli to Tatarzy).

            Wysłany przez oblegającego tucholski zamek Küchmeistra podjazd schwytał dwóch polskich rycerzy, a ci fałszywie zeznali, jakoby Koronowo było obsadzone przez bardzo słabe oddziały. Küchmeister postanowił więc z większością jazdy (ok. 3500 ludzi) zająć nie bronione miasto nad Brdą. Pod Górą Łokietka spieszył swą jazdę, aby mogła zaatakować most na rzece. Okazało się jednak, że polska piechota umocniła się na moście, a u stóp Góry Św. Jana stoi w szyku bojowym polska kawaleria. Krzyżacy, nie chcąc zostać zaatakowani z dwu stron, zaczęli się pospiesznie wycofywać  stronę ciągu jezior byszewskich.

            Polacy ruszyli za nimi w pościg, który mógł zakończyć się katastrofą. Krzyżacy zastosowali bowiem iście pogański, mongolski podstęp!  – większość jazdy ustawili na wzgórzu w pobliżu wsi Łąsko Wielkie, aby zaatakować z impetem Polaków, goniących mały oddział wroga, tylko pozorujący ucieczkę. Taka staczająca się ze wzgórza szarża mogła w jednej chwili rozbić oddziały polskie. Jednak Piotr z Niedźwiedzia rozszyfrował zamiary wroga i Polacy objechali wzgórze, ustawiając się w dogodnej dla siebie pozycji. Jednocześnie polscy łucznicy (lub kusznicy) zasypywali Krzyżaków gradem strzał.

            Wtedy ruszyli do walki tzw. harcownicy. I ta scena powinna się znaleźć w powieści Sienkiewicza. Ślązak Konrad Nyempcz wyzwał do walki Jana Sczyckiego herbu Doliwa i został przezeń pokonany, co Polacy uznali za dobrą wróżbę przed bitwą. Ona zaś polegała na wielokrotnych szarżach oddziałów ustawionych w szyku klinowym (w pierwszy szeregach klina walczą najlepsi rycerze). Ponieważ żadna ze stron nie zdołała przełamać szyków wroga, walkę kilkukrotnie przerywano, dla pozbierania rannych i odpoczynku. Ponoć częstowano się nawzajem winem i uprzejmie rozmawiano (według Długosza), chwaląc rycerskie zalety przeciwnika. Było to możliwe, ponieważ po Koronowem przeciwnikiem byli rycerze z Zachodu, a nie znienawidzeni „panowie pruscy”…

            W popołudniowej fazie walki polski rycerz Jan Naszan z Ostrowca herbu Topór zrzucił z konia chorążego krzyżackiego i zdobył sztandar wielkiego mistrza. Na ten widok oddziały Küchmeistra ogarnęłą panika. Wtedy zapomniano o rycerskich obyczajach, Polacy zawzięcie ścigali, ostrzeliwali i dobijali uciekających przeciwników. Poległo ich około tysiąca, a około pięciuset rycerzy dostało się do niewoli, w tym krzyżacki dowódca. Krzyżacy w odwrocie podstępnie zajęli zamek w Tucholi, bo przekonali Jana Brzozogłowego, że pod Koronowem Polacy przegrali i ten skapitulował. Średniowieczna kronika odnotowuje w tym miejscu pierwszy chyba w historii Polaki fake news… Dzięki niemu Krzyżacy osiągnęli drobny sukces taktyczny,  ale losów wojny już nie byli w stanie odmienić. A polskie zwycięstwo kronikarz uznał za równie ważne jak grunwaldzkie[3].   W latach osiemdziesiątych XX wieku postawiono na polu bitwy pomnik, stylizowany na rycerskie miecze, a w 2006 roku bydgoski malarz Roman Puchowski namalował obraz pt. „Bitwa pod Koronowem”, przedstawiający scenę zrzucenia z konia krzyżackiego chorążego. Dzieło to wisi dziś w sali sesyjnej koronowskiego ratusza.

            Mijając owo sławne miejsce między wsiami Wilcze, Łąsko Wielkie, Buszkowo, Nowy Dwór  i Koronowo, gdzie rozegrała się potyczka w roku 1410, zbliżamy się do kolejnej atrakcji. Jest nią ogromny wiadukt kolejowy przed Buszkowem, wyglądający jak rzymski akwedukt.   Tu zginął w 1960 r. Bogumił Kobiela, później żona ciężarowca Waldemara Baszanowskiego, a 26 czerwca  1988 roztrzaskał o filary wiaduktu swego fiata 125p Krzysztof Krawczyk. Dla niego skończyło się krótkotrwałą śpiączką. Jeszcze wcześniej, w 1939 hitlerowcy rozstrzelali w Buszkowie 170 Polaków. Mroczne miejsce…

            Wiadukt wznosi się wysoko, po południowej stronie ma jeziorko, pod nim wije się strumień, łączący łańcuch  jezior byszewskich z Brdą, które to miniemy za wiaduktem z prawej strony. Trafiamy w ten sposób na dworzec w Buszkowie. Trzydziesty siódmy kilometr, dookoła pola. Budynek bardzo podobny, jak ten na poprzedniej stacji. Brakuje mu tylko przybudówki, w której mógłby urzędować dyżurny ruchu oraz werandy. Sporą wieś i skrzyżowanie mamy już za sobą. Z lewej strony bardzo przybliżył się las, dotykający brzegów Brdy, a właściwie Zalewu Koronowskiego. Jednak stacja stoi w krajobrazie rolniczym. Z przodu widoczne jest Janowo, wieś większa od Buszkowa – pewnie niedługo stanie się ona przedmieściem Koronowa., bo miasto widać już bardzo blisko. Dzielą nas od niego ze trzy kilometry.

            Dalej zobaczymy z prawej Nowy Dwór i pomnik koronowskiej bitwy, wjedziemy w las Srebrnicy w nadleśnictwie Różanna, widząc już przed sobą most na Brdzie, przejedziemy starym wiaduktem na Przyrzeczu, wreszcie podtoczymy się w stronę mostu. Po prawej będziemy widzieli centrum miasta, z lewej wielki elewator w Tuszynach (żeglarze nazywają to miejsce „Jaskółkami”, ponieważ znajdują się tam gniazda jaskółek brzegówek), Brdę wpływającą do miasta,  a gdy znajdziemy się już na dziurawym moście,  ponownie z prawej ujrzymy zakosy rzeki,  o ile ze strachu nie zamkniemy oczu, bo pod nami – przepaść!

            Za mostem teren nieco opada, zbliżamy się wtedy do wiaduktu na Szosie Kotomierskiej.  Po jego lewej stronie stoi piękny dom.  To już ostatnie metry podróży, zbliża się końcowa stacja na tej linii, a wjazd na nią sygnalizują coraz liczniejsze tory.  Ze stacji Koronowo  na czterdziestym trzecim kilometrze w lewo odchodzi odgałęzienie do elewatora,  który widzieliśmy wcześniej. Następnie przyglądamy się blokowisku,  za sobą mając szlak, którym przyjeżdżają już tylko pociągi towarowe,  i starożytny tartak nad Brdą.  A jeszcze do lat sześćdziesiątych XX wieku do Koronowa można było wjechać od strony Bydgoszczy wąskotorówką, po najwyższym w Europie tego typu moście! Most nadal stoi, ale koronowska ciuchcia została już tylko na zdjęciach.

            Warto jeszcze zajrzeć do miasta,  a także zanurzyć się w nurt Brdy.  Ten lewy dopływ Wisły zaczyna się w jeziorze Smołowo, po 238 kilometrach w kończy swój bieg w bydgoskim Brdyujściu. Na niektórych odcinkach ma charakter rzeki górskiej, a urokliwym miejscem nad Brdą jest tzw. Piekiełko w leśnictwie Świt koło Tucholi. Rzeka jest bardzo lubianym szlakiem kajakowym. Łączy Kaszuby, Bory Tucholskie i Kujawy.  Tak jak kolej łączy też ludzi.


[1] M. Żygowska, Początki Tucholi, „Zapiski Tucholskie” 2005, nr 1, s.143-145.

[2] R. Grochowski, http://kohr.kujawsko-pomorskie.pl/45,l1.html; K. Ciechanowski, Armia Pomorze 1939, Warszawa 1982.

[3] M. Bielski, W. Rezmer, Bitwy na Pomorzu 1109-1945, Gdańsk 1993, s.64-70.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *